A ostatnio przypomniałem sobie (w ramach podsumowania), że w ubiegłym roku Tymek miał kilka niezłych osiągów.
Wszystkie trasy zostały zaliczone "na nogach", bez próśb o "na barana" i temu podobnych.
Najpierw, w sierpniu dotarł na Turbacz, trasą z Koninek, przez Tobołów (część wyciągiem) na szczyt, i następnego dnia z powrotem, przez czoło Turbacza i Turbaczyk. Malownicza trasa, fajne nocowanie namiotowe pod schroniskiem, pierwsza pieczątka w książeczce etc.
Jesienią, odbyliśmy spacer Doliną Prądnika, z Korzkwi (spod zamku), aż do małego wodospadu, znajdującego się za dawnymi stawami rybnymi. I z powrotem. Wedle naszych obliczeń - wyszła niezła odległość (jakieś 15 km). Wracaliśmy po zmroku. Zero "kwęków".
No i ostatnie osiągnięcie - Tymczak wspiął się na szczyt nieopodal Wiśniowej - na liczący 904 m n.p.m. Lubomir. Tutaj z lekka marudził, ale jakieś choróbsko się plątało wokół, więc i humor nie był najlepszy.
Tak za pamięci, to w 2013 mamy jeszcze na koncie włażenie, schodek po schodku, na taras widokowy latarni morskiej w Niechorzu (około 50 m) oraz na wieżę zamku w Łęczycy. Uff!
Łazi, łazi. Z dnia na dzień jest coraz wyższy i silniejszy. W 2014 roku może nas jeszcze tym łażeniem nieźle zaskoczyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz