Rozmawiamy.
Nasz kot ma taką przypadłość, że czmycha na klatkę schodową, szybko i potajemnie, kiedy otwieramy drzwi, na przykład wracając do domu. Nie ucieka daleko, ale siedzi potem pod drzwiami i miauczy - żeby ją wpuścić - kotka wabi się Luna. Opowiadam Tymkowi, że kot znowu, dzisiaj, "dał nogę"...
Tymek jest zdziwiony. Tłumaczę, że kot "nie słucha" i bywa "niegrzeczny".
- Całkiem jak Ty - mówię. Tez zdarza Ci się nas nie słuchać.
Dialog doprowadza nas do sytuacji - tramwajowej. Co by było, gdyby Tymek, nie uważając i nie słuchając, nie zdążył wysiąść za nami, na odpowiednim przystanku, z tramwaju... Został by sam... I co?
- Nooo... Tato, po prostu ja bym powiedział Panu kierującemu tramwajem, żeby mnie wypuścił.
- Ale - tłumaczę - on by nie mógł się zatrzymać, musiałbyś pojechać, aż do następnego przystanku.
Chwila zastanowienia.
- Nooo - odpowiada Tymek. - To ja bym przecież pojechał dalej i bym wysiadł. I potem bym przeszedł na drugą stronę i tam wsiadł i bym pojechał z powrotem prosto do Was...
Odwaga jest! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz